Jeszcze jestem chojrakiem, gdy wczesnym świtem wchodzę do Komendy Głównej Policji.
Półchojrakiem, gdy prowadzą mnie na piętro.
Ale gdy widzę napis na drzwiach Wydział KRYMINALNO-śledczy, to z letka mnie się robi słabo. Ale policjantka jest miła i spokojna, a w środku siedzi pan policjant tak szaleńczo podobny do Dorocińskiego, że o jezusie. Nieco go zasłaniają ogromne sterty dokumentów, które z obrzydzeniem wypełnia, ale za to ma przy pasku prawdziwą giwerę.
– Pójdzie pani siedzieć na co najmniej dziesięć lat! – odpowiada na moje dzień dobry. To chyba stary dowcip, bo oboje rechoczą wesolutko – za te wpisy! I to gdzie?! Na goworku!
– To wcale nie jest śmieszne – burczę ponuro – całe moje życie to ciąg absurdalnych akcji.
– O, to nadaje się pani do policji. Jaki zapach dzisiaj zapodajemy Asiu?
Siadam skołowana, a Dorociński tymczasem podlewa kominek zapachowy jakimś olejkiem. Brakuje tylko masażysty i jazzu, doprawdy.
– Lubi pani zapach białych kwiatów?
Jezu, jezu, czy mam odpowiedzieć „Zuzanna je lubi tylko jesienią”? A może o tych żyrafach na szafach? Na wszelki wypadek potwierdzam.
– Och, to dobrze. Mieliśmy już wanilię i piżmo, ale się nie sprawdziło.
Pani sierżant prosi o opowiedzenie różnych faktów, a gdy dochodzimy do powodu naszego poważnego skądinąd spotkania, zaczynają się tak przeraźliwie śmiać, że zaczynam chichotać razem z nimi.
– I co pani napisała? Jak chomik w kołowrotku? O mamusiu! – Dorociński klepie się po udach i ociera łzy; żeby tylko mu ta giwera nie wybuchła, tak zerkam ukradkiem – I z tego powodu panią ganiają na policję?
– No. Pierwszy raz jestem na komendzie, ale nie przypuszczałam, że może być tak fajosko.
– Ja muszę to powiedzieć, muszę! – pan policjant nagle poważnieje – Naprawdę, bardzo nam przykro, że z tak błahego powodu traci pan czas i nerwy, no i my też tracimy ten czas. Ale. Ale! To spotkanie było ogromną przyjemnością. Ładnie już pachnie, nie?